Oddanie czci i wspomnienia

Świadectwo pana Franz GAIGNEROT

[teks podyktowany w 1993r.]

Powrót porucznika GAIGNEROT, francuskiego jeńca wojennego,  brytyjskim samolotem wojskowym z Niemiec na lotnisko w Bourget 13 maja 1945r.

Z powodu zbliżającej się armii sowieckiej, 31 stycznia 1945r. Niemcy ewakuowali pieszo wszystkich francuskich oficerów z Oflagu IIB (Choszczno) przez śnieg na zachód. Ze względu na trapiącą mnie czerwonkę musiałem opuścić naszą kolumnę i Niemcy ,mimo niezadowolenia, położyli mnie na wozie dla rannych i chorych. W taki sposób dotarłem do szpitala Stalagu IIA, 5 km od Neubrandenbourg (małego miasta usytuowanego o 100 km na północ od Berlina).

Tam, dobrze leczony przez lekarza i żywiony przez francuskich wojskowych, szybko wróciłem do zdrowia. Pewnej nocy, sierżant Hatte obudził mnie – informując, że wchodzi w skład grupy zaufania podoficerów i żołnierzy tego Stalagu –i poprosił mnie w imieniu wszystkich jego kolegów żebym przygotował się do przejęcia dowództwa w obozie podczas wyzwolenia. Aby to zrobić, wyciągnęli mnie ukradkiem ze szpitala, ukryli przed Niemcami w ich barakach i poprosili o pilnowanie moich odznaczeń porucznika. Po naszej hańbiącej porażce i 5 latach niewoli, przeżyłem jeden z najbardziej wzruszających momentów mojego życia.

Niemcy, którzy ciągle celowali w nas z wieżyczek strażniczych tego Stalagu IIA , ewakuowali się ostatecznie w marcu 1945roku, kilka godzin przed przybyciem pierwszych grup wojsk sowieckich. I nagle zobaczyliśmy czołgi, które zbliżały się w nasza stronę niszcząc druty obozu. Pośpieszyliśmy krzycząc z radości w kierunku Rosjan, którzy wysiadali z czołgów i wpadali w nasze ramiona.

Jednak bardzo szybko, pod rozkazami ich oficerów, nasi wybawiciele nabrali dystansu. Jeden z ich tłumaczy zbliżył się do nas i spytał czy francuscy jeńcy wojenni mogliby zaprowadzić trochę porządku w obozie.

Przedstawiłem sie więc. Podałem moje nazwisko, stopień i powiedziałem, że zostałem mianowany przez wszystkich wojskowych tego obozu na dowódcę. Podkreśliłem nasz podziw dla zwycięstwa armii sowieckiej i dodałem, że chciałbym szybko spotkać sie z ich dowództwem. Rosjanin wydawał się trochę zdziwiony moim przemówieniem ale poprosił mnie bym rozkazał wszystkim więźniom Stalagu o zachowanie spokoju i wojskowej dyscypliny. Potem, po odwiedzeniu mojego baraku, poprosił mnie o pozostanie w nim czekając na decyzje Armii Czerwonej.

Podczas wielu dni byliśmy traktowani z nieufnością, która jeszcze wzrosła, gdy Sowieci stwierdzili, że większość jeńców nie podziela ich opinii politycznych. Ostatecznie, przyszli po mnie by zabrać mnie do generała dowodzącego ich jednostką. Po długich przesłuchaniach w obecności oficera-tłumacza, generał się odprężył i stał się bardziej ufny. Powiedział mi, że Francuzi wydawali mu się całkowicie niezdyscyplinowani- zmusiłem się by się nie uśmiechnąć- i ponieważ wszyscy się tego domagają, zgadza się uznać mnie na tymczasowego dowódcę tego Stalagu.

Potem poprosił mnie o zorganizowanie ewakuacji obozu i ulokowania ludzi w koszarach w Neubrandenbourgu.

Oczywiście, musiałem w tym czasie zajmować się zapewnieniem zaopatrzenia jeńcom, ale dodatkowo musiałem zaakceptować narzuconą dyscyplinę i czuwać by moi koledzy doczekali komisji ds. repatriacji (które nie przybyły)i wypełniali rozkazy zamiast uciekać małymi grupkami w lasy, gdzie istniało duże prawdopodobieństwo, że natkną się na wycofujące się oddziały niemieckie lub nadciągające wojska sowieckie. Do tego, Rosjanie skierowali do naszego obozu wszystkich francuskich jeńców wojennych, jak i zesłańców i zwrócili się do mnie o rozpoczęcie przygotowań repatriacji.

Poinformowali mnie, miedzy innymi ,że skierują do nas wozy z kobietami z obozu w Ravensbrück. Natychmiast wysłałem wielu moich kolegów w kierunku tych wozów, i –ponieważ Rosjanie dali mi pozwoleni na uzbrojenia kilku dziesiątek naszych ludzi- moglem przedstawić broń w momencie przybycia pierwszego wozu. Ale wiele karabinów opadło kiedy zobaczyliśmy w jakim stanie znajdowały się te kobiety.

Stworzyłem małą grupę dowodzenia, co pozwoliło mi na utworzenie listy repatriacji, grupując naszych kolegów według ich jednostek wojskowych. I około tydzień po moim spotkaniu z generałem, przybyły pierwsze rosyjskie ciężarówki –co następnie miało się powtarzać codziennie. Zaczęto od zesłańców politycznych, następni w kolejce byli jeńcy wojenni,w końcu francuzi z S.T.O- wszystkich przewożono do strefy okupacji brytyjskiej.

Po nowych negocjacjach z Sowietami, których jednostki i dowództwo stale sie zmieniało z powodu dalszego pochodu do granic okupacji brytyjskiej i amerykańskiej, wywalczyłem stałość naszych repatriacji ich ciężarówkami.

Kiedy wszyscy Francuzi (wiele dziesiątek tysięcy) i małe oddziały sojuszników (Belgów itd.) , za które odpowiadałem zostali ewakuowani na zachód (strefa okupacji brytyjskiej) bez żadnego przypadku kradzieży czy przemocy oraz z poprawnym zaopatrzeniem, uznałem moją misję za zakończoną i wyjechałem jako ostatni ze swoim sztabem.

Niestety, Armia czerwona zabroniła nam transportu bagaży-ze względu na liczbę osób do przewiezienia- zresztą po 5 latach niewoli i przebytych pieszo w śniegu kilometrach prawie nic nie mieliśmy. Nie mogłem nawet zachować swoich notatek zawierających :1) nazwiska repatriowanych Francuzów, jak i nazwy i numery ich jednostek, 2) numery jednostek rosyjskich.

Pokonując w ciężarówce rosyjskiej trasę do strefy okupacji angielskiej, którą wcześniej przebyły konwoje z wojskowymi, zesłańcami itd., za których odpowiadałem, mogłem upewnić się, że wszyscy, którzy przeszli przez nasz Stalag IIA w Neubrandenbourgu zostali przejęci przez Brytyjczyków.

Oczywiście, wiem dobrze ze kilku więźniów francuskich z tego regionu odmówiło repariacji mimo naszych nacisków woląc, bez wątpienia, pozostać na fermach gdzie znaleźli nowy sens życia.

Podczas mojego powrotu na zachód miałem przy boku pewnego oficera Armii Czerwonej, który kontaktował się z oficerami brytyjskimi. Dlatego po wyjściu z ciężarówki byłem bardzo wzruszony z powodu ciepłego przyjęcia jakie nam zgotowali.

To prawda, że miałem ze sobą: 1)porucznika, francuskiego jeńca wojennego, który przyłączył się do mnie aby mi pomoc, 2)sierżanta Hatte( człowieka zaufanego ze Stalagu IIA) 3) czterech zesłańców politycznych, 4) trzech milicjantów w niemieckich mundurach ale z niebiesko-biało-czerwonymi naramiennikami (przyszli prosić mnie o azyl, nie było to łatwe ale przyjąłem ich lokując w baraku.) Pamiętając nazistowskie tortury ogłosiłem ze zwycięscy, Rosjanie i sojusznicy, powinni respektować prawa i międzynarodowe konwencje. Co oznaczało, że jedynie francuski trybunał wojskowy mógł ich sądzić. W ten sposób udało mi się nie doprowadzić do rozlewu krwi.

Z prawdziwym zdziwieniem przyjąłem fakt , że Anglicy zabierają nas na lotnisko i oddają nam do dyspozycji jeden z ich samolotów .Na lotnisku w Bourget wylądowaliśmy 31 maja 1945r. Wtedy zrozumiałem ze był to samolot wojskowy ponieważ francuscy żołnierze natychmiast go otoczyli.

Anglik, który dowodził maszyną i ja zeszliśmy z pokładu. Poprosilem o obecność oficera francuskiego aby dostarczyć wszystkie informacje.

O ile pamiętam przyszedł kapitan lub wyższy rangą oficer. Wydawał się zdziwiony. Nie rozumiał skąd przybywam i jaką przeszedłem drogę od Oflagu IIB. Tłumacz zabrał attaché brytyjskiego a mnie francuski oficer zaprowadził do biura. Posadził mnie przy stale i poprosił o napisanie raportu, co trwało bardzo długo. Kiedy nasza tożsamość została potwierdzona wsiedliśmy do wojskowego samochodu, który zawiózł zesłańców politycznych do Lutécia, a nas na dworzec d'Orsay.

Tam ,znów musiałem wypełniać kwestionariusze. Ostatecznie mnie uwalniając oficer z Orsay powiedział : ''co mogliście robić tak długo w Niemczech!'' Było to, powtarzam, 31 maja 1945roku.

Chciałbym kiedyś odszukać mój raport, napisany z trudem w Bourget.