Uciekzi

Schody i wyjście z tunelu

Te różne alarmy nie przeszkadzały nam jednak w postępie prac. Pod koniec lutego znajdowaliśmy się na 110 metrze, 8 metrów pod ziemią.Szczyt wzgórza został minięty, jak i drugi rząd drutów i znajdowaliśmy się na skraju lasu. Pozostało, więc przekopać się na powierzchnię i cierpliwie poczekać na roztopy.

Z drugiej strony, nie mogliśmy popchać naszej operacji do przodu, ponieważ kończyło nam się drewno a spód baraków był prawie całkowicie wypełniony wydobytą ziemią.

Nadszedł, więc moment by zbudować końcowe schody. Do tego potrzebowaliśmy pewnej ilości drewna, ponieważ musieliśmy umocnić drewnem trzy strony schodów, by uniknąć ewentualnych zawaleń lub obsunięć piasku. Inna trudność:wózek do wywożenia ziemi musiał się zatrzymać na dole schodów, potrzebna, więc była dodatkowa ekipa, ulokowana pomiędzy kopaczem a człowiekiem odpowiedzialnym za przekazywanie w rękach piasku. W końcu, ostatnia trudność do pokonania:zapałka już się nie paliła, ciężko było oddychać. Będziemy kontynuować nasz ponad 100 metrowy tunel korzystając z puszek po konserwach by zapewnić sobie tlen, kiedy właściwe pozostało nam do wykopania ostatnie 10 metrów?Ta praca by nas znacznie opóźniła i do tego nie byliśmy pewni rezultatu.

To rozrzedzenie powietrza można było łatwo wytłumaczyć, ponieważ wózki do wywożenia ziemi nie mogły dojechać do końca z powodu schodów, powietrze w głębi było nieruchome a z drugiej strony, wzniesienie tworzyło pewnego rodzaju kieszeń, która blokowała nam dostęp do tlenu.

Zdecydowaliśmy się wspólnie podawać sobie wentylator i w taki sposób dojść do końca prac, często wymieniając się i zawiązując pracującym linkę do stóp by wiedzieć gdy ktoś straci przytomność;dzięki Bogu, nic takiego nie miało miejsca, ponieważ nasza chęć ukończenia tunelu wzrastała z każdym centymetrem zbliżania się do wyjścia na powierzchnię.

Liczyliśmy stale naszą głębokość dzięki długiemu pogrzebaczowi, który dotykając zmarzniętej ziemi, wskazywał nam nasze dokładne położenie , biorąc pod uwagę około 50cm warstwę zmarzniętej ziemi. Pewnego wieczoru, 10 marca Duhen , który znajdował się w tym momencie w głębi tunelu przekazał nam informację <<Ziemia>>, co oznaczało, że dotarliśmy do zmarzniętej ziemi i zostało nam tylko 50 cm do powierzchni. Całość tunelu wyniosła, więc 118 metrów, 50 cm. Koniec był blisko.

Wieczorem odbyło się nadzwyczajne zebranie, by ustalić ostatnie wytyczne odnośnie ucieczki. Zdecydowaliśmy, że od jutra, w pomieszczeniu wyjściowym umieścimy mały podest metr na dwa, pod zmarzniętą ziemią przygotujemy pewnego rodzaju właz by zamykać otwór wyjściowy po każdej ucieczce. Oczywiście zmarznięta ziemia zostanie przebita dopiero w dniu ucieczki, ponieważ było zbyt ryzykowne by zrobić to wcześnie.

Od wielu tygodni zresztą sprowadzaliśmy z Francji, w naszych paczkach , pewnego rodzaju kieszenie z papieru zawierające węgliki, które można było łatwo rozgrzać .Te kieszonki były wysyłane przez Czerwony Krzyż by ogrzać stopy jeńców. W rzeczywistości gromadziliśmy je by wykorzystać je ostatniego wieczora, umieszczając je na zmarzniętej ziemi;w ten sposób łatwiej się ją rozmrozi.

W naszym przedsięwzięciu wykorzystywaliśmy każdy możliwy podstęp.

Pomieszczenie wyjściowe zostało szybko przygotowane i zdecydowaliśmy się poczekać na początek odwilży, by nie zdradziły nas ślady na śniegu. Był 15 marca. Oczywiście, w razie alarmu lub zagrożenia przeszukaniami, mieliśmy niezwłocznie uciekać, co też się wydarzyło.

Nie byliśmy jednak zaskoczeni, bo byliśmy od dawna wyposażeni w cywilne ubrania, pieniądze i papiery…