Kolejną trudnością po pokonaniu kwestii dystansu był sposób wyciągania wydobywanej ziemi; na pierwszych metrach mogliśmy korzystać z wózków ślizgających się po dnie tunelu i ciągniętych niszczącymi się bez przerwy linami. W miarę jak zwiększał się dystans ciągnięcie takiego wózka było coraz bardziej uciążliwe, był to trudny sprawdzian dla tych o delikatnych dłoniach;nic prostszego by mieć odciski jak ciągnięcie liny oblepionej mokrym piaskiem! Trzeba więc było znaleźć lepsze rozwiązanie po zakończeniu etapu prac w kaplicy. Wymyśliliśmy pewien sposób ciągnięcia wózków godny wykorzystania na kolei; zresztą, nasz system przesypywania i sygnalizacji elektrycznej nasuwały nam na myśl pracowników na dworcach, jednak my poszliśmy jeszcze dalej… Zbudowaliśmy wagon i miniaturowe szyny, które składały się z dwóch drewnianych żerdzi umieszczonych na drewnianych podkładach. Na tych podkładach jechał wózek-platforma, który posiadał pięć skrzynek na piasek. Koła wózka były oczywiście przykryte kauczukiem by uniknąć hałasów. Nie było to idealne rozwiązanie, wózek często się wykolejał, i trzeba było go znowu wkładać na szyny, ale po przetestowaniu, metoda okazała się idealna i zaakceptowana z powodu szybkości, lekkości i ciszy. Postęp, więc odbywał się każdego dnia, wolny, ale stały;wolno ponieważ w głębi tunelu zdarzały się czasem zawalenia, które opóźniały pracę;po takim zawaleniu trzeba było natychmiast wzmocnić drewnem dane miejsce i wypełnić szczeliny smołowanym papierem. Podczas gdy kopacz był w stanie ustawić pięć czy sześć elementów z desek przez pół dnia, dziennie nie robiliśmy więcej niż 2 metry. Rekordem było 2metry 10 centymetrów. |